*odkop*
Copypasta posta z innego foruma, ale co tam, niech wiedzą, że "chińskie bajki" też oglądam.
Ja nie jestem jakimś wielkim koneserem anime (bo przeważnie nie mam czasu na nie :x), a przynajmniej nie na tyle wielkim, aby wyrobić sobie jakiś kunszt. Mogę zapewnić za to, że oglądałam coś więcej, niż tylko mony, sailorki i smocze jądra. Najbardziej mnie rajcują komedie i anime wypełnione po brzegi akcyją
1.
Fullmetal Alchemist: Brotherhood - pierwsza wersja tego anime była moją pierwszą chińską bajką, jaką obejrzałam (nie, serio, nie było to "Naruto" - tak, wiem, jestem taka alternatywna~) ze świadomością, że w ogóle oglądam anime. Pewnie to kwestia sentymentu, ale FMA po dziś dzień wydaje mi się najozsądniejszym i najbardziej głębokim shounenem, jaki w ogóle został wyemitowany. Bohaterowie, mimo dość smutnych przeżyć, nie są pompatyczni, co sprawia że seria nie jest zbyt infantylna. Strasznie polubiłam większość postaci (szczególnie Eda i Hughesa), było to też jedne z nielicznych anime, które wpłynęło na moje emocje. Historia jest piękna, a jej morał jest taki - wojna to największe kutestwo, jakie pojawiło się na ziemi. Zdecydowanie polecam.
2. Cała seria
Fate - to chyba najbardziej dynamiczne anime, jakie widziały moje oczy. Walki są po prostu cudowne, wiele razy przewijałam pewne momenty godzinami, nie mogłam się po prostu napatrzeć. Historia tylko pozornie wydaje się prosta (przywołać jednego z Bohaterów i wygrać wojnę), potem okazuje się o wiele bardziej skomplikowana (zwłascza w /Zero). Osobiście wolę serię /Zero, bo jest poważniejsza i ma o wiele sympatyczniejsze postaci (Aleksander <3), jednak kontynuacja też trzyma poziom. Muzyka jest po prostu obłędna. Nie dawno wyszła poprawiona wersja Fate/Stay Night, jestem nahypowana mocno i czekam
aż wydadzą wszystkie odcinki, by spokojnie poświęcić wieczór na obejrzenie całości. aż znajdę trochę czasu w swoim życiu, aby to obejrzeć. Polecam równie gorąco!
3.
Full Metal Panic! - uśmiałam się przy tym animcu do łez (zwłaszcza przy Fumoffu!)

Dodatkowo, bardzo podobają mi się klimaty wojskowe (mechy już mniej), w których utrzymana jest seria. Co prawda, fabuła jakaś bardzo odkrywcza nie jest - raczej polega na borykaniu się z jednym wrogiem przez całą serię, ale przy komediowej otoczce daje radę. Główna para - Sousuke i Chidorii - jest po prostu genialna.
4. Równie przednio bawiłam się przy
Seto no Hanayome - to anime świetnie sparodiowało yakuzę. Solidna, końska dawka absurdalnego humoru - i w zasadzie tyle. Wspomnę jeszcze o dość solidnie poprowadzonym wątku miłosnym (jak na komedyjkę).
5.
ShinSekai Yori - zdecydowanie największa perełka ostatnich lat. Zachwyciło mnie, zarówno style rysowania postaci, jak i samą historią. Uprzedzam jednak, że to nie jest kolejna "seria do piwa", trzeba solidnie się wczuć i słuchać (czytać?), nawet najmniejsza wzmianka jest ważna. Anime śmiało można potraktować jako wizję naszego świata, gdzie siły wyższe tak naprawdę narzucają nam co mamy robić, nie zdając sobie sprawy czy jest to dobre, czy złe.
6.
Stein's Gate - anime o naukowcach? W pierwszej chwili powiedziałabym "meh, nudy", jednak kiedy się do niego zabierałam, coś mnie do tego przyciągnęło. Nie pożałowałam swojej decyzji - anime jest bardzo dobrze poprowadzone, a zróżnicowanie postaci po prostu powala. Jeśli miałabym powiedzieć kilka słów o klimacie seri... Cóż, najlepszym zwrotem byłoby określenie SG "japońskim Efektem Motyla".
7.
Nurarihyon no Mago - historia z punktu widzenia demonów? A czemu nie?

Choć przyznaję, na początku seria jest nudnawa i trąci nieco schematem "from zero to hero", jednak z czasem powoli nabiera rumieńców. Zwłaszcza w drugim sezonie, który jest zwyczajną kwintesencją epickości pod względem intryg i brutalności (jak na shouenowski target). Bohaterowie są zbyt przereklamowani, o wiele lepiej inwestować w antybohaterów - to prowadzi do sukcesu, którego Nura jest przykładem :3 Zapowiedziana jest emisja trzeciego sezonu, wciąż oczekuję...
8.
Zero no Tsukaima - bo klasyki szanować trzeba. Humor tej serii stał się legendarny. Fabuła jest banalna jak drut, ale nie jest ona głównym plusem tego animca. Plusem są cycki jest humor, wyraziści (choć nieco sztampowi) bohaterowie, oraz wątek miłosny, który jako jeden z nielicznych w komediach, zostaje dokończony!

<tocud>
I jeszcze małe honorable mention:
9.
Higurashi no Naku Koro Ni - ta seria ryje mózg. Dosłownie. I nie mam tu na myśli jedynie potężnej dawki brutalizmu, przez który krew zalewa klawiaturę i pół biurka. Ale to, że nawet po piętnastu odcinkach, zastanawiasz się, o co tu - do cholery - chodzi?! Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłu i formy przedstawienia anime (jeden sezon rozdziału "pytań", który miesza nam we łbie; drugi sezon "odpowiedzi", w którym wszystko się wyjaśnia). I za to "Higurashi" należy się tak wysokie miejsce. Nie polecam tej serii jedynie ludziom przewrażliwionym na czerwoną posokę, zapewniam was, że tutaj uświadczycie jej mnóstwo.
10.
Shingeki no Kyojin - bo to najlepsze anime na świecie, nie wypada go pominąć, no nie? A tak na serio, seria bardzo zaskoczyła mnie swoją nieprzewidywalnością - tam może zginąć każdy, nawet główny bohater (wait... what?). Więc lepiej nie przywiązywać się zbytnio do postaci, może was spotkać wieeelka niespodzianka. Spodobał mi sie również dystopijny klimat serii, w którym ludzkość jest w ogniu ciągłego zagrożenia. Tak naprawdę historia się jeszcze nie zakończyła (kiedydrugisezon? :<) i jest dość nowa, jednak warto zwrócić na nią uwagę (jeśli, oczywiście, wcześniej tego nie zrobiłeś). Poza tym, bohaterowie wydają mi się najbardziej ludzcy. No i animacja i muzyka jest świetna!
Kolejność wymieniania oczywiście jest przypadkowa
Co do nielubianych tytułów, to mało jest takich, które darzyłabym wielką nienawiścią. Wiąże się to po części z przekonaniem, że z reguły kupy nie tykam. Jeśli miałabym wytypować najgorsze anime, jakie w życiu obejrzałam, byłoby to zdecydowanie "School Days". O, Matulu, jakie męki pańskie przeżywałam ja i mój mózg, podczas oglądania tego barachła... Wyobraźcie sobie "Trudne Sprawy", "Szkołę" lub inny serial pseudodokumentalny w wersji anime... Tym właśnie jest SD. Przyznam szczerze, że nigdy nie udało mi się obejrzeć tego gniota na trzeźwo - bo tego się zwyczajnie nie da zrobić. No, chyba że jesteś typową gimnazjalistką z milionem problemów emocjonalnych, wtedy to coś może ci się nawet spodobać. Szkoda, bo gra nie była taka zła - w sumie tylko ze względu na grę mój Internet zdołał sięgnąć po to coś.
W sumie to samo mogłabym powiedzieć o "Elfen Lied", które mimo zaprezentowanego trochę wyższego poziomu niż wyżej wspomniana produkcja, również nadal jest typową produkcją dla gimnazjalistów, opierającą się na problemach miłosnych i braku akceptacji społecznej, podsyconymi pokaźną dawką przemocy na pokaz.
No i może jeszcze powiem coś o "Seikoku no Dragonar", którego nawet nie obejrzałam całego. Passnęłam na trzecim odcinku, przedstawienie smoków w tej serii to obraza moich uczuć politycznych, religijnych i historycznych. Poza tym, seria nie odstaje od typowej serii szkolno-komediowo-przygodowej, czyli mamy dużo loli, dużo cycków i męskiego bohatera, który sam nie wie, czego chce. Niby to to samo, co "ZnT" czy "SnH", ale tamte komedie przynajmniej trzymały poziom pod względem humoru.
Ponadto, uważam "Death Note" i "Evangeliona" za przereklamowane. Nie przepadam też za "Naruto", ale to bardziej przez fanów "naruto-najbardziej-głębokim-anime-ever", niż przez charakter serii. Niemniej jednak, nie hejcę tych serii do tego stopnia, żeby od razu nazywać je "złymi".